Kocham "Zaplątanych". I to nie jest przesada, to jest fakt. Są pierwszym filmem na którym byłam w kinie dwa razy, zdeklasowali "Mulan", którą swego czasu znałam na pamięć i płyta z nimi to pierwsze oryginalne DVD jakie kupiłam w empiku. Generalnie - uwielbiam. Gdyby ten blog powstał później (bo powstał, wbrew pozorom, dość dawno), na pewno miałby w nazwie coś związanego z Zaplątanymi.
Nic zatem dziwnego, że pewnego dnia postanowiłam zaplątać (haha) coś inspirowanego nimi. Oczywiście najpierw pomyślałam o kolczyach, ale szybko odkryłam, że to, co wyszło jest trochę za duże jak na kolczyki, które zwykłam nosić na co dzień (co jest małym problemem, bo mogłabym się przestawić), oraz może być ciężkie do powtórzenia. A poza tym jest, wbrew pozorom, które za chwilę ujrzycie, dość pracochłonne.
Nie jest to mój najbardziej udany wyrób, motyw plastyczny z "Tangled" nie jest łatwy do wydrutowania, ale mam do niego wielki sentyment. Biżuteryjnie rzecz ujmując jest to zawieszka, ale tak naprawdę zamierzam wprawić to w okładkę jakiegoś zeszytu jak tylko wykoncypuję jak.
No, ale do rzeczy. Reguły sztuki pokazywania czegokolwiek mówią, że na początku pokazuje się słabsze rzeczy, toteż moja wariacja na temat Zaplątanych wygląda następująco:
A inspiracja - kwiatek, będący czymś w rodzaju herbu królestwa, w którym rzecz się dzieje, wygląda tak:
Na koniec rzeknę z zupełnie innej beczki, ponieważ nowy wygląd bloga nie pozwala mi na dodanie odpowiedniej ramki, że jeśli lubicie mojego bloga, możecie go polubić również na facebooku ;).
Takie energetyczne słoneczko:) a Zaplątanych kurcze nie oglądałam, chociaż lubię bajki, oj Nemo jest moim faworytem:) chyba muszę tych Zaplątanych zobaczyć:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZobacz, bo warto :)
OdpowiedzUsuń