poniedziałek, 21 listopada 2011

Kolczyki elegantki



Nie jestem elegancka. Znaczy, jak czasem trzeba to wbiję się w coś odpowiedniego, bez bólu, a czasem nawet z przyjemnością, bo jestem jednakowoż stuprocentową babą i lubię, ale kiedy nie trzeba, chodzę w podkoszulkach i dżinsach oraz bluzach, koszulach i takich tam (chyba że jest lato, ale to inna historia), oddając cześć grunge'owej szesnastce, którą swego czasu byłam. Bardzo byłam.

Jednak to, że nie jestem elegancka nie znaczy - mam nadzieję - że elegancji nie czuję. Elegancja jest w gruncie rzeczy dość prosta, co wiadomo już od czasów Coco, jeśli nie wcześniejszych, toteż kiedy tylko zobaczyłam te owalne, czarne, lśniące koraliki, wiedziałam w jakim charakterze będą wykorzystane, wiedziałam nawet jaką techniką je oplączę. Swoją drogą technika rzeczona, herringbone tak zwany, ciągle mnie zadziwia. To znaczy, byłam nią zachwycona kiedy ją zobaczyłam, nie mniej zachwycona kiedy ją opanowałam, ale szyko doszłam do wniosku, że jest dość prosta i jednostajna... A tymczasem rzeczy wychodzą z niej różne - elfie, orientalne, no i wreszcie dziś eleganckie. Jest czarno, jest srebrnie, jest prosto, jest dyskretny motyw dekoracyjny w ramach dodatku, no i oczywiście znów jest jakaś odwrotność - i znów przypadkiem, w jednym kolczyku rzeczony motyw dekoracyjny wchodzi od dołu, w drugim od góry
.



2 komentarze: