Miało być dzisiaj coś innego, ale okazuje się, że nie tak łatwo zrobić śnieg z drutu, toteż wrzucam staroć. Kojarzy mi się z księżycem, bo ten koralik (to nie kamyk) ma taką poszarpaną powierzchnię, poza tym jest dość surowa, a czerwony księżyc zawsze mi się kojarzy z taką westernowością i surowością, zapewne z powodu jednego opowiadania Stephena Kinga, które swego czasu czytałam.
To jest właściwie zawieszka do recyklingu - ten czerwony koralik, wraz ze swoimi trzema braćmi jest mi potrzebny do naszyjnika, który planuję od listopada. Cały problem z nim polega na tym, że żeby go zrobić, muszę sobie przygotować masę papierową, co mnie od kilku miesięcy przerasta. Może dlatego, że nie wiem czy wyjdzie. Tak więc - o ile nikt jej sobie wcześniej nie zażyczy - błyskotka zostanie w którymś momencie zdemontowana. Zamotałam ją zupełnie przypadkiem, bo miałam powyginany kawałek miedzi i okazało się, że ładnie razem wyglądają.
początki wrappingu:) piekna technika. Pozdrawiam Magdalena
OdpowiedzUsuńAno sympatyczna ;)
OdpowiedzUsuń