niedziela, 29 stycznia 2012

Stargazer - kolczyki





Właściwie to powinno być "Stargazers", bo są dwa, ale to inna piosenka. To znaczy, "Stargazer" to piosenka zespołu Rainbow, której słuchałam, jak robiłam te kolczyki, "Stargazers" to piosenka zespołu Nightwish, której nie słuchałam jak robiłam te kolczyki. Ta pierwsza jest lepsza, chociaż do drugiej mam spory sentyment, mimo całej egzaltacji w niej zawartej (nie żeby "Stargazer", kawałek o czarnoksiężniku i wieży, był dużo mniej egzaltowany; tak, słucham szalenie ambitnej muzyki ;) ).


Kolczyki nie są do końca takie, jak je sobie wymarzyłam (więc pewnie zrobię niedługo drugą edycję). Nie to, że mi się nie podobają, bo jestem z nich nawet dość dumna, ale chciałam, żeby wyglądały... Precyzyjniej. To jest jedna z rzeczy, które mnie najbardziej kręcą w zabawie z drutem - taka precyzja w wyglądzie, czystość, powiedziałabym. Coś, co udało mi się osiągnąć w tej zawieszce, którą swoją drogą zgubiłam w okolicach wigilii i jestem z tego powodu niepocieszona. Z drugiej strony jestem z nich strasznie zadowolona, bo odpowiadają swojej nazwie w zasadzie, w każdym razie jeśli chodzi o mnie. Ten czerwony drut kojarzy mi  się z ogniem trochę, szara kulka też dobrze robi, szkielet jest precyzyjny... No i miedź. Jeżeli mają miedź, nie mogą być złe ;)



No i znowu zapomniałam: blog ma fejsa, więc ten. Lubienie mile widziane ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz